piątek, 3 października 2014

Teraźniejszość IV "Nadchodzi burza"

      Czułam jak unoszę się w ciemności. To jak sen z tym, że nie umiesz samemu się ocknąć. Czy tak wygląda śmierć? Jesteś gdzieś, nie wiesz gdzie, unosisz się w ciemności i to tyle? Jestem zawiedziona...
      A może po prostu jestem nieprzytomna? Ale z drugiej strony dlaczego niby miałabym być nieprzytomna? Kim ja w ogóle jestem? Co się stało?
      - Vida, nie rób cyrku, obudź się... - czuję jak ktoś mną potrząsa. Mam na imię Vida? Głupio...
      Zamknęłam oczy, choć w tej ciemności to właściwie żadna różnica i poczułam jak para silnych rąk wyciąga mnie z ciemności.
      Otworzyłam oczy i zaczerpnęłam powietrza.
      - Spokojnie, nie topisz się - Dylan patrzył na mnie z politowaniem.
      Rozejrzałam się i uznałam, że znajduję się na podłodze jego mieszkania, a nade mną pochyla się przestraszona Alice. Gdzieś w oddali unosił się pomruk Otchłani, jakby ktoś go głaskał. Pewnie Spectra.
      Podniosłam się z ziemi i lekko zachwiałam. Chyba ze mną źle, ale co się właściwie stało? Jakby czytając mi w myślach Dylan oznajmił.
     - Zemdlałaś podczas mej brawurowej akcji ratowania ciebie przed sztabem wściekłych elfich łowców. Co żeś im zrobiła?
     - To byli elficcy łowcy? - zdziwiłam się, usiłując podnieść z podłogi.
     - A któż by inny? - z oddali dobiegł mnie głos Spectry. Warknęłam cicho.
     - Tak, elficcy łowcy, elfi łowcy, co za różnica jak się nazywają - mruknął brunet, drapiąc się po głowie. - Ważne, że mieli ostre przedmioty i wyraźny powód by cię zranić. Ciesz się, że tam byłem.
     - Przecież się cieszę - odparłam, w końcu podnosząc się z ziemi i siadając na kanapie. - Tylko nie wiem o co chodzi. O co im chodzi. O co wszystkim chodzi.
     Oparłam głowę na dłoniach i przymknęłam oczy. Dlaczego wciąż wszyscy chcą mnie zranić, zabić, okaleczyć...
     - Jestem tylko małą ludzką dziewczyną...
     - No właśnie nie - odezwała się w końcu Alice. Wcześniejsza długa cisza z jej strony oznaczała, że nad czymś rozmyśla, a to nie wróżyło nic dobrego. - Jesteś Uwięziona Między Światami. Od tego się wszystko zaczęło. Od tych słów. Nigdy nie zastanawiałaś się dlaczego jesteś kim jesteś? - jej wzrok przepełniony był drobnymi błyskami, świadczącymi o podekscytowaniu, choć wyglądała na całkiem spokojną.
     - Szczerze powiedziawszy nie zastanawiałam się - odpowiedziałam, wzruszając ramionami. - A ty się zastanawiałaś dlaczego władasz akurat lodem a nie ogniem?
     - To wynika z mojego pochodzenia - tym razem to Alice wzruszyła ramionami. - Niektórzy utożsamiają mnie z rosyjską Śnieżynką, towarzyszką Dziadka Mroza, i o ile dobrze pamiętam to coś w tym jest.
     Przeszedł mnie dreszcz. Co prawda nigdy nie rozmawialiśmy o swoim pochodzeniu, oni byli wieczni, ale chyba gdzieś w głębi serca chciałam by i oni byli sierotami.
     - A ty? - spytałam, spoglądając na Dylana.
     - Ja? Mówiłem. Czczono mnie na terenach Celtów i według nich byłem panem śmierci i nocy, ale także morza, czego nigdy nie zrozumiem. Ale wierzenia to nie wszystko, niewiele z nich zgadza się z rzeczywistością. To jak z cieniem. Opisujesz przedmiot widząc jedynie jego cień.
     Mimo wszystko, oni jednak wiedzieli kim są.
     A ja nie.
***
     Jeśli ktoś wiedział kim jest, to był nim z pewnością Fabian. Lewe ramię pełne tatuaży o najróżniejszych sentencjach były jego swojskim dekalogiem. Pas z bronią brzęczał cicho wraz z każdym jego krokiem, a włosy koloru burzy piaskowej miotały się na wszystkie strony. Jako wychowanek tak arystokratycznej i zamkniętej rodziny doskonale wiedział kim jest i co ma robić na świecie. Czujnym wzrokiem zmierzył mijających go ludzi w metrze, delikatnie zakrywając rąbkiem płaszcza zapas broni. Nie potrzebna mu panika, poza tym to nie na ludzi polował. 
     Czasem im zazdrościł. Nic nie wiedzieli, nic nie musieli robić. Mogli się gapić w te swoje świecące ekraniki i to było ich życie. On nie czuł się człowiekiem, choć był nim prawie w stu procentach.
     W pociągu metra stanął w kącie, by nie zbliżać się zbytnio do innych pasażerów. Po krótkim spojrzeniu był w stanie stwierdzić, że w wagonie znajdują się dwie mumie, jeden wampir, meduza i wróżka. Rudowłosy wampir poruszył się czując na sobie jego spojrzenie. Fabian uśmiechnął się delikatnie pod nosem. Ukryci bali się go nawet nie wiedząc na co go stać. Połechtało to jego, i tak już spore, ego, ale rozsądek przypomniał po co przybył do Londynu. 
     Znaleźć i zniszczyć Morrigan.
***
     Księżyc już dawno oświetlał pogrążone we śnie wiekowe nagrobki. Cienie majaczyły tajemniczo, szelest liści przyprawiłby o dreszcz największego śmiałka, a raz na jakiś czas mrok przecinały świecące oczy. Wiele par oczu.
     Niewielka postać powoli przemieszczała się po cmentarzu, a czarny płaszcz powiewał za nią omiatając wilgotną ziemię. Kaptur nie pozwalał czystemu księżycowemu światłu musnąć jej twarzy. Nie śpieszyła się. Wręcz dostojnie stawiała kolejne kroki.
      Stanęła przed starą kryptą bez wejścia. Machnęła ręką i znikąd pojawiły się drzwi. Weszła przez nie i zniknęła w mroku.
***
      - Tak sobie pomyślałem - odezwał się Dylan, gdy siedzieliśmy w kawiarni parę ulic od jego mieszkania. Minęło zaledwie parę dni od ataku elfich łowców i wciąż mam irytujące wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Do tego łydka swędzi coraz bardziej. Czekaliśmy na Alice, która miała odstawić Muffin do domu i przybyć do nas. Uznaliśmy, że odrobina normalności nam się przyda. Mnie się przyda.
      - Co sobie pomyślałeś? - spytałam, obrzucając go uważnym spojrzeniem. Bardzo się zaangażował w moje problemy, ale taka chyba jest rola przyjaciół, nieprawdaż?
      - Pomyślałem, że być może elfi łowcy skądś dowiedzieli się o Morganie w twojej łydce... Właściwie to nawet nie wiemy co w tobie siedzi i jak tam się znalazło.
      - Albo jak się tego pozbyć - dodałam, patrząc smutnym wzrokiem na swoją nogę, odzianą w jasne dżinsy. - Myślisz, że mogli się dowiedzieć?
      - To najbardziej prawdopodobne rozwiązanie - odparł, mieszając w swojej kawie. - Elfy to obrońcy lasu, ale niektóre szczepy uważają, że są odpowiedzialne za cały świat, w tym jakże irytującą i nic nie wiedzącą ludzkość. A z racji, że Morrigan chce głównie pozabijać wszystkich mogli uznać cię za zagrożenie "istot żywych". Tak mi się wydaję.
      Pokiwałam głową w zadumie.
      - Nie znam się na elfach ani trochę, więc uznajmy, że masz rację.
      Zerknęłam w stronę wejścia do kawiarni  ujrzałam znajomą blond głowę. Alice rozejrzała się chwilę, dostrzegła nas i pomachała.
      - Długo wy się właściwie znacie? - spytałam, usiłując zmienić temat. Poza tym serio mnie to interesowało.
      Dylan zamyślił się na chwilę, patrząc jak Alice zmierza ku nam.
      - Dokładnie nie wiem, ale myślę, że kojarzymy się tak od trzech, czterech stuleci - wzruszył ramionami. - A co? - spojrzał na mnie uważnie ciemnymi oczami.
      - Jakoś nigdy o to nie pytałam - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do Alice, która właśnie z cichym jękiem usiadła na wolnym miejscu i przywitała się.
      - Zamówić ci coś? - zaoferował Dylan.
      Pokiwała głową.
      - Smoothie poproszę. Dzięki - uśmiechnęła się, a chłopak wstał i podszedł do kelnerki. - Jak się masz, Vido? - spytała, zwracając wzrok na mnie.
      - Nieciekawie - odparłam. - A Muffin?
      Alice parsknęła śmiechem.
      - Strasznie spodobała jej się szkoła, ogarniasz? Opowiedziała, że praktycznie całe życie była zamknięta, a gdy uciekła złapały ją nagi... - pokręciła głową z dezaprobatą.
      - To smutne - mruknęłam. - Ale teraz jest z nami i wydaje się szczęśliwa.
      Alice pokiwała głową.
      - Pamiętasz kiedy się poznałyśmy? - zapytałam ją po chwili.
      - Jasne, a ty nie? - zdziwiła się, marszcząc jasne brwi.
      - Właśnie nie do końca... - odpowiedziałam, bo naprawdę, zaglądając w dawne wspomnienia widziałam pustkę. Czarną, zimną niepamięć.
      - Cóż, miałaś wtedy jakieś szesnaście lat i byłaś na wycieczce szkolnej. W pewnym momencie usłyszałaś płacz i po prostu oddaliłaś się od grupy. Zawędrowałaś do kotłowni muzeum i zobaczyłaś śnieg, a potem mnie. Byłam zdziwiona, że mnie widzisz, a ty jeszcze bardziej moim pytaniem "Czym jesteś?" - zaśmiała się. - Potem opowiedziałam ci dlaczego płaczę, ty koncertowo obrzuciłaś błotem tamtego chłopaka, przez którego płakałam, a ja cię polubiłam. I zaczęłyśmy się przyjaźnić.
      Uśmiechałam się, ale świadomość, że tego nie pamiętam dobijała.
      - Twoje smoothie, Alice - oświadczył Dylan, stawiając przed nią kolorowy napój. Posłała mu uśmiech. - Dlaczego masz minę, jakbyś dowiedziała się, że twój kot zdechł? - spytał, przenosząc wzrok na mnie.
      - Vida nie pamięta kiedy nas poznała - odpowiedziała Alice, przysysając się do słomki.
      Wytrzeszczył oczy.
      - Naprawdę?
      Pokiwałam głową.
      - Nic. Nie pamiętam nic starszego niż ostatnie trzy lata, tak się zorientowałam dziś.
      - Myślisz, że to ona? - spytał.
      - Morrigan? Że miesza mi w głowie? - upewniłam się. - Obawiam się, że tak.
      Zapadła cisza.
      - Słyszeliście niusa? - Dylan przerwał tę ciszę, za co byłam mu wdzięczna. - Podobno Mortis została zdegradowana. Teraz jest tylko... tym czym jest. Czym ona właściwie jest? - zastanowił się.
      Alice wzruszyła ramionami. 
      - A kto to wie. Ale zaraz, to znaczy, że umarli są bezpańscy, że tak powiem?
      - Ponoć nie. Podobno pojawiła się jakaś wiedźma, która przejęła władzę, ale kto to wie.
      To zabawne. Zawsze myślałam, że znam Ukrytych, a z dnia na dzień czuję, że wiem coraz mniej. I jeszcze te zaniki pamięci. Dobrze, że chociaż mi wierzą. Jeszcze jakbym była z tym sama, mogłabym tego nie znieść. A tak czuję, że przetrwam tę burzę. Burzę, która nadchodzi.
____________________________________
Witajcie!
Bawiłam się ustawieniami i anonimy mogą zostawiać komentarze i nie ma weryfikacji obrazkowej, także komentarz to tylko chwilka ;)
Życzę udanego weekendu!

2 komentarze:


  1. [SPAM] Bardzo przepraszam, że zostawiam spam pod rozdziałem, ale nie znalazłam nigdzie odpowiedniej zakładki. Jeśli nie tolerujesz, zignoruj, usuń, cokolwiek. Ale byłoby mi bardzo miło, gdybyś przeczytała ten króciutki opis. Dopiero zaczynam pisanie swojego opowiadania, o początki bywają ciężkie. :)

    Isobel i Charlie. Są jak ogień i woda. Co ich łączy? Równie silna nienawiść do siebie nawzajem. Pewien mężczyzna powiedział kiedyś Charliemu: Miłość, nienawiść. Dzieli je taka cienka linia. Wtedy jeszcze nie rozumiał jaka moc drzemie w tych słowach. Niebawem przekonają się o tym oboje.
    Będzie to historia o miłości. Słodko-gorzka i prawdziwa.
    ZAPRASZAM: Your perfect imperfections

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz! Każda Twoja uwaga pomaga mi być lepszą pisarką.