Szczerze mówiąc myślę, że chwila w której ujrzałam czarną, nieregularną plamę z błyszczącymi na czerwono oczami była dużo bardziej przerażająca i dobijająca niż ta, w której pochłaniałam wzrokiem zgliszcza domu. Ze zduszonym okrzykiem wybiegłam z łazienki, a potem pogrążona w ciemności pokoju usiłowałam się uspokoić, zakopać pod kołdrą i przetrwać do rana.
Niespecjalnie mi się to udało. Zasnęłam dopiero nad ranem, a gdy zaspana zwlokłam się do kuchni koło jedenastej zostałam zlustrowana krytycznym spojrzeniem Alice i zaniepokojonym Dylana.
- Co ci jest? - odezwała się blondynka, znad swego kubka z herbatą. Pociągnęłam nosem. Earl gray.
- Nie jest dobrze - odpowiedziałam smętnym głosem i usiadłam obok niej przy stole. Pochyliłam się i podciągnęłam nogawkę spodni.
- Co to jest? - spytał Dylan, a jego głos był nieco zbyt wysoki.
- Miałaś rację - spojrzałam na Alice, opuszczając nogawkę, a czarna plama zniknęła z ich pola widzenia. - Ona nie odeszła. To byłoby zbyt proste.
- To ona? Morrigan? - spytała, dalej zawzięcie wpatrując się w moją nogę.
- Tak sądzę. Kto inny mógłby przetrwać wczepiając się w moją łydkę?
- I jakiego innego Ukrytego o podobnej potędze znasz? - dodał Dylan.
- Ale... po co? - zastanowiła się Alice, a jej wzrok stał się na chwilę nieobecny.
- To ty tu jesteś mózgiem zespołu, może na coś wpadniesz, bo ja jak do tej pory ciągle sprowadzam na nas kłopoty - odparłam, spuszczając wzrok. Dlaczego muszę ich pakować w kłopoty dzień w dzień? Jeszcze jedne się nie skończyły, a już następne nadeszły.
- Nie przesadzaj - chłopak za wszelką cenę próbował mnie pocieszyć. - Gdyby nie ty nasze życie byłoby nudne.
- Dylan, ja wiem, że wolałbyś mieć święty spokój.... -zaczęłam, ale nie dał mi skończyć.
- Okej, to prawda, że nie przepadam za narażaniem życia, bo choć jestem nieśmiertelny to bólu nie lubię. Ale z drugiej strony, gdy masz kilkaset lat i wiele rzeczy dobrze znasz to odrobina niebezpieczeństwa jest nawet wskazana - uśmiechnął się.
Odwzajemniłam gest.
- Alice, a co zrobiłaś z naszą małą pierzastą podopieczną? - Dylan przeniósł wzrok na blondynkę, która w zamyśleniu zdążyła już zamrozić swoją herbatę i kawałek blatu.
- Co? - mruknęła, oderwana od myśli.
- Muffin. Taka mała dziewczynka z brązowymi skrzydłami wyrastającymi z łopatek. Co z nią zrobiłaś? - ponowił pytanie lekko poirytowany.
- Ach, Muffin - Alice machnęła ręką. - Dziewczyny ją pokochały, a rano zaprowadziły do szkoły.
- Szybko to załatwiłaś - stwierdziłam. - A skrzydła?
- W drodze nauczyłam ją jak kontrolować to, co z naszego świata przechodzi do ludzkiego. To naprawdę proste, wystarczyło, że czuła błonę międzyświatową na plecach i wszystko gra. Widzą ją, a nie skrzydła - oznajmiła zadowolona.
- Genialne - skwitowałam.
- Znane naszym od początków oddzielenia światów, tylko Ukryci nie lubią z tego korzystać. I nie wszyscy mogą - wzruszyła ramionami.
- Jak to? - spytałam. - Myślałam, że wszyscy są tu równi.
- Nie mogą bogowie i istoty bardzo potężne, bo to mogłoby naruszyć nie ich świat, rozumiesz? A takie małe, nic nieznaczące jak my możemy dowolnie lawirować. Ale nie to jest teraz ważne. Ważna jest to, że wydaję mi się, że Morgana miała wszystko dokładnie zaplanowane - wzrok Alice przepełniało światło szaleństwa. Zawsze tak wyglądała, gdy wysnuwała genialne teorie spiskowe.
- Dajesz, powal nas - zachęciłam, częstując się kanapkami stojącymi na stole.
- Szukaliśmy Ukrytego, który nie pozostawił żadnych śladów, aż tu nagle od Mortis do nag, od nag do druidów i babam! Odnaleźliśmy niezwykle potężną czarownicę, która to spaliła dom, wybacz Vida, ale niewiele znaczącej ludzkiej dziewczyny. Czy to nie wydaje się wam jakieś takie większe? Jakby to była mała część wielkiego planu. Taki prolog. A na twojej łydce jest rozdział pierwszy.
- A myślałam, że gorzej być nie może... - wymsknęło mi się, a kanapka stanęła w gardle. Gula, która pojawiła tam się znikąd nie pozwoliła mi jej połknąć.
- Coś w tym jest, bo, jakby nie patrzeć, rozwikłaliśmy zagadkę w niespełna trzy dni - przyznał Dylan.
- Więc, co teraz? - w końcu mogłam się odezwać. Popatrzyłam na nich pełnym przerażenia wzrokiem i czekałam na odpowiedź.
- Cóż - westchnęła Alice. - Sprawa Muffin jest załatwiona, ty pomieszkasz tu jakiś czas, trzy dni nieobecności na uczelni nam wybaczą, więc możemy zająć się poprzednią nudną egzystencją szukając odpowiedzi na pytania w, tak zwanym, międzyczasie.
- O mój Boże! - wykrzyknęłam. - Nie byłam w pracy! Jaques mnie zabije!
- Vida, uspokój się. Nie takie opóźnienia ci się zdarzały... - Dylan machnął ręką, siląc się na luźny ton. Ja nie byłam jednak taka pewna.
***
W każdym lochu, jaskini, piwnicy czy podziemiu szeptano o tym samym. Wszyscy Ukryci obawiali się jednej osoby, której powrót powoli stawał się coraz bardziej prawdopodobny. Każdy, co do jednego, niepokoił się nagłym zniknięciem przywódczyni nieumarłych Mortis. Nie to, żeby za nią tęsknili, nie. Tylko, póki panowała nad stworzeniami niepodległymi śmierci, niewielkie było z ich strony zagrożenie, a teraz... Nie wiadomo kto nad nimi panuje, nie wiadomo do czego się posunie, nie wiadomo czego chce... Jedyne co wiadomo, to fakt, iż jest rudowłosa. Jakaś elfka widziała nową przywódczynię nieumarłych i wie.
Rude jak ogień włosy. Zobaczysz - uciekaj.
***
Po porannym spotkaniu i omówieniu kolejnych problemów wszyscy się rozeszli. Dylan ruszył powłóczyć się po okolicy i poszukać kogoś, kto być może coś wie, natomiast ja i Alice udałyśmy się na uczelnię.
Jeszcze nigdy w całym moim życiu tak nie uważałam na lekcji. Notowałam jak szalona, chociaż pan Hook przez godzinę rozwodził się na temat słowa ognioodporny. Przez myśl mi przeszło Co ja właściwie tutaj robię? i Co chcę robić po tych beznadziejnych studiach?.
Właśnie. To jest dobre pytanie, choć niezbyt odpowiednia pora. Nie wiem, co chcę robić potem. Kiedyś Alice wymieniała mi ciekawe zawody, które można wykonywać będąc Ukrytym. Najbardziej spodobał mi się opiekun smoków, ale do tego najlepiej jest być odpornym na ogień, a ja z moją słabą ludzką skórą średnio się nadaję. Oprócz tego przyjemne wydawało się studiowanie języków Ukrytych, ale do czego to potem? Choć w sumie wiedza Alice się przydała.
Zresztą, teraz mam ważniejsze sprawy na głowie.
***
Nawet się nie obejrzałam jak zmierzałam już w stronę znajomego sklepu pewnego goblina z francuskimi korzeniami. Poprawiłam torbę, rozwiane przez wiatr włosy i weszłam do środka. Gruby, zielony, poczciwy Jaques przyglądał się z konsternacją zwyczajnej marchewce trzymając ją tuż przed oczami.
- Bonjour - przywitałam się, ufając, że udobrucham szefa mówiąc w jego języku.
- Nie mamrocz, Vido - syknął. Zmarszczyłam brwi.
- Ponoć jesteś z Francji - mruknęłam.
Jaques podniósł nagle na mnie wzrok i zmrużył oczy.
- Cicho. Na blacie są paczki i twoja ostatnia wypłata - odparł. Chyba nie był w najlepszym humorze.
Podeszłam do blatu by zabrać kolejne paczki i w myślach cieszyłam się, że dla Ukrytych czas płynie nieco inaczej. Przejrzałam adresatów. Trochę nimf, para wilkołaków, nic ciekawego. Westchnęłam i zabrałam je. Szykowała się długa wycieczka.
***
Gdy padnięta stałam w windzie, która złośliwie powoli wjeżdżała na odpowiednie piętro, całe nogi mi się trzęsły. Nie dość, że wszyscy adresaci mieszkali po przeciwnych stronach Londynu, to jeszcze pomyliłam ulice i musiałam objechać miasto trzykrotnie. Po prostu nie czułam nóg.
Cudem doczłapałam się do mieszkania Dylana i weszłam do środka. Rzuciłam torbę w kąt i ruszyłam do kuchni. Sięgnąwszy po sok zatrzymałam się na chwilę i dopiero wtedy dostrzegłam, że ktoś prócz mnie jest w mieszkaniu. I patrzy na mnie.
Powoli odstawiłam sok i przyjrzałam się istocie siedzącej na stole i machającej wesoło nogami.
Była blada. Chorobliwie blada. Jakby zrobiona z mleka, choć jakiś zauroczony poeta mógłby dodać, że jakby z pereł, bo nieco błyszczy. Tak czy owak na tej bladej twarzy znajdowały się duże czarne jak oczodoły śmierci oczy, mały nos i pełne usta uniesione w lekkim uśmiechu. Jakby złośliwym. Ubrana była w kilkuwarstwową białą sukienkę do kolan, z czego każda warstwa wyglądała na cieniutką jak z koronki, oraz ciężkie czarne buciory.
- Cześć - odezwała się i uśmiechnęła najstraszniejszym uśmiechem jaki w życiu widziałam. Jej głos dudnił w czaszce i nie chciał z niej ulecieć.
- Vida, zatkaj uszy! - gdzieś z oddali dobiegł mnie znajomy głos. Posłusznie zakryłam uszy. Szybko ogarnęła mnie wewnętrzna cisza, a głos nieznajomej opuścił umysł.
- Spectra, prosiłem cię - usłyszałam, gdy już dopuściłam do siebie dźwięki. Spojrzałam to na poirytowanego Dylana, który pojawił się nie wiadomo skąd, to na białą dziewczynę. Ta wzruszyła ramionami.
- Vida, żyjesz? - spytał, spoglądając na mnie zatroskanym wzrokiem. Pokiwałam głową.
- Oj, Dylan, dramatyzujesz - biała machnęła ręką. - Nic jej nie będzie - wyszczerzyła się ponownie.
- Kto to jest? - zapytałam, świdrując ją wzrokiem.
- To jest Spectra. Jest upiorem, czymś na kształt głosu samej śmierci, dlatego tak zareagowałaś. Zazwyczaj słyszą ją jedynie wariaci i samobójcy, poza tym miała nie używać tego głosu przy nas - spojrzał na dziewczynę z wyrzutem. Poczułam, że nie polubię jej. - Poza tym może pomóc. Obraca się w towarzystwie Ukrytych, którzy chcą zawładnąć światem. Zupełnie jak nasza Morrigan.
- Morrigan? Macie ją tu? - Spectrze zaświeciły się oczy.
- Czemu się tak cieszysz? - syknęłam, patrząc na nią spode łba.
- Nie czujecie tego? Tej nadchodzącej zagłady, ciemności, strachu? Naprawdę? - patrzyła na nas z niedowierzaniem. - Od kilku dni cały świat tym śmierdzi. Nadchodzą mroczne, straszne czasy, choć to akurat zależy od punktu widzenia - mówiąc to uśmiechała się.
- Upiory żywią się strachem i bólem - dodał Dylan, jakby jej monolog nie był dostatecznie depresyjny.
A to wszystko stanie się przez czarną plamę na mojej łydce.
Poczułam jak zaczyna swędzieć i byłam prawie pewna, że Morrigan się śmieje.
__________________________________________________
Nie spodziewałam się, że w tak krótkim czasie ktokolwiek tu zajrzały, a tu aż 4 komentarze *_*.
Do Ani Sweet: bardzo mi miło, że Cię tu goszczę :)
Droga Laini, dziękuję za miłe słowa, od razu się uśmiechnęłam. Szczerze powiedziawszy to nie wiem dlaczego piszę jak piszę, tak już jest :) Jest mi bardzo miło, że Ci się tu podoba.
Do Twadlight Sparkle: Hah, nigdy nie uważałam się za normalną :) Dziękuję za przypomnienie o mitologii egipskiej, jak ja w ogóle mogłam o niej zapomnieć? O.o
Lavioinio K. nawet nie wiesz jak się ucieszyłam czytając, że kojarzysz mnie z Victora, i że Ci się podoba to, co piszę.
Dziękuję, jestem w niebie.
Ach! I życzę Wam przyjemnego powrotu do szkoły :)
Do Ani Sweet: bardzo mi miło, że Cię tu goszczę :)
Droga Laini, dziękuję za miłe słowa, od razu się uśmiechnęłam. Szczerze powiedziawszy to nie wiem dlaczego piszę jak piszę, tak już jest :) Jest mi bardzo miło, że Ci się tu podoba.
Do Twadlight Sparkle: Hah, nigdy nie uważałam się za normalną :) Dziękuję za przypomnienie o mitologii egipskiej, jak ja w ogóle mogłam o niej zapomnieć? O.o
Lavioinio K. nawet nie wiesz jak się ucieszyłam czytając, że kojarzysz mnie z Victora, i że Ci się podoba to, co piszę.
Dziękuję, jestem w niebie.
Ach! I życzę Wam przyjemnego powrotu do szkoły :)
Hejka!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award! Więcej informacji tutaj: http://i-just-want-to-love-someone.blogspot.com/2014/08/liebster-award-1.html
Bardzo fajny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńsuper
OdpowiedzUsuń