W świetnych humorach postanowiliśmy i tym razem użyć pociągu jako środka transportu. W przedziale byliśmy sami. Muffin po niedługim czasie poddała się i zasnęła na dwóch wolnych miejscach. Ja, Dylan i Alice rozmawialiśmy o wszystkim co się zdarzyło, traktując to trochę jak terapię. Jakby nie patrzeć wszyscy znaleźliśmy się w sytuacjach zagrażających życiu, trzeba było się jakoś zabezpieczyć przed traumą.
Ułożyłam brodę na dłoni opierającej się o okno i popatrzyłam przez nie. Świat pokryła szarość nocy, a deszcz bębnił w szyby. Gryząc wargę przysłuchiwałam się dyskusji przyjaciół na temat tego, dlaczego Morrigana ot tak zniknęła przez głupi kamień.
- To było podejrzanie proste! - oświadczyła Alice.
- Po prostu nie chcesz wracać do zwykłego, bezpiecznego życia - mruknął Dylan.
- Nie - gwałtownie zaprzeczyła. - Spójrz. Ona jest bardzo potężną wiedźmą. Czy to nie dziwne, że zniszczył ją mały kamyczek? Vida, a ty co o tym sądzisz? - spytała i poczułam jej wzrok na sobie.
Odwróciłam wzrok od okna, wyprostowałam się i dałam wardze spokój.
- Ja? Myślę, że to faktycznie dziwne, ale z drugiej strony nagi mówiły, że gemma to potężny kamień, więc czemu miałby nie zadziałać? Albo Morrigan nie była aż tak potężna jak się zdaję... - odpowiedziałam, choć miałam zdecydowanie dosyć tych rozważań. Nagle, lewa łydka zaczęła mnie swędzieć. Podrapałam się przez spodnie i uznałam, że ugryzł mnie jakiś owad. W końcu szlajaliśmy się po lesie.
- Dobra, dosyć tej dyskusji - zadecydował Dylan. - Pozostaje ważniejsza kwestia. Co zrobimy z Muffin?
Nieco tępym wzrokiem popatrzyłam wpierw na niego, potem na blondynkę.
- A co mamy z nią zrobić? - spytałam.
- Dylan, ja wiem, że w wierzeniach, w których cię czczono składano ci ofiary, ale bez przesady... - dodała Alice.
Chłopak przewrócił oczami.
- Chodzi mi o to, co z nią zrobimy, bo przecież zabraliśmy ją od nag. Gdzie będzie mieszkać? Chodzić do szkoły czy coś? Kto będzie się bawił w rodzica?
Im dłużej na niego patrzyłam, tym bardziej czułam jak ogarnia mnie uczucie przytłoczenia. Ulga, która jeszcze do niedawna mnie wypełniała, uleciała od razu. Zastąpiły je kolejne pytania, kolejne problemy.
- Wezmę ją do siebie - zaoferowała Alice. - I znajdę jakąś szkołę, gdzie uczy jakiś Ukryty. Wkręcimy ją, że niby jest moją siostrą.
Pokiwałam głową. Kto lepiej zajmie się małą dziewczynką ze skrzydłami niż nasza rozważna Alice?
- Ale pozostaje jeszcze kwestia ciebie, Vida - patrzyła na mnie wzrokiem pełnym współczucia. - Twój dom się przecież nie nadaje do mieszkania...
Uczucie przytłoczenia wzrosło na sile. Właśnie, mój dom... Zemściłam się, ale nic mi to nie dało. Jak nie miałam domu, tak nie mam. Może dlatego zemsta nie popłaca? Bo nic nie daje.
- A... - odchrząknęłam. - Nie mogłabym u ciebie również? Potem poszukam czegoś...
- Przepraszam, ale wiesz... Mieszkam z trzema dziewczynami z innych kierunków. Muffin pokochają, więc nie powinno być problemów, ale w sześć to się nie zmieścimy.
- Nie szkodzi. Nie powinnam pytać - mruknęłam szybko.
- Może Dylan... - zaproponowała cicho.
- Ja? - chłopak popatrzył po nas zaskoczony, jakby na chwilę wyłączył się z rozmowy.
- Czy Vida mogłaby u ciebie pomieszkać? - zapytała Alice. Dylan chwilę milczał, jakby analizując jej pytanie, po czym gwałtownie pokiwał głową.
- Tak, jasne, nie ma z tym problemu... - odparł i zerknął na mnie. Uśmiechnęłam się w podziękowaniu, a na jego policzkach pojawił się rumieniec. Potem zaczął dymić i znikać. Szybko się uspokoił i zaczął bawić suwakiem kurtki.
Zamurowało mnie.
- Jesteśmy - oświadczyła Alice, jakby nie dostrzegając tej sceny. Obudziła Muffin w chwili, gdy pociąg zaczął hamować.
***
Na dworcu się rozdzieliliśmy. Alice zabrała Muffin w stronę swojego mieszkania, a ja ruszyłam za Dylanem... właściwie nie wiem dokąd.
Szliśmy, bynajmniej nie pustymi, ulicami Londynu pogrążonego w niesamowitej mieszance mroku nocy i świateł latarni. Jakoś dziwnie się czułam. Wszystko przez tę sytuację w pociągu, ale przecież to mój przyjaciel. Uspokój się, udawaj, że to nie miało miejsca.
- A właściwie... - odezwałam się. - To gdzie ty mieszkasz?
Dylan wypuścił z siebie powietrze, jakby z ulgą.
- Zobaczysz - uśmiechnął się szelmowsko.
- Ej, no weź. Chyba nie w grobowcu... - zaczęłam, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy. Zlękłam się, że moje przypuszczenia mogą się okazać prawdziwe.
Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu po jakiejś półgodzinie dotarliśmy do ogromnych wieżowców. Rzuciłam Dylanowi zdziwione spojrzenie, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Weszliśmy do środka. Mój przyjaciel przywitał się z sympatycznie wyglądającą sekretarką, która zawołała coś do niego po walijsku. Potem wjechaliśmy windą na samą górę i Dylan wpuścił mnie do swojego mieszkania. Do ogromnego, wypasionego apartamentowca.
Rozglądałam się po nim z szeroko otwartymi ustami.
- Zaskoczona? - spytał, a w jego głosie rozbrzmiewało rozbawienie.
- Tylko troszkę - odparłam wciąż mając problemy z zamknięciem ust.
- Pytania? - kontynuował tym irytującym wesołym tonem.
- Całe mnóstwo - odpowiedziałam w końcu zamykając buzię.
- Wstawiłem pizzę do mikrofalówki, więc masz parę minut na pytania - oznajmił opierając się o kuchenny blat. Usiadłam na oparciu kanapy by pozbierać myśli. Kuchnia łączyła się z salonem, a różne odcienie czerni, bieli i zieleni świetnie się ze sobą komponowały.
- Skąd... - zdołałam z siebie wykrztusić.
Dylan się zaśmiał.
- Jestem celtyckim bogiem, pamiętasz? Jakieś trzysta lat temu odkryłem, że potrafię hipnotyzować ludzi, którym się pokażę - wzruszył ramionami. - Tak więc wmówiłem kilku osobom, że mają za mnie płacić i tak sobie żyję.
- To jest jak kradzież... - mruknęłam.
- A wysysanie krwi przez wampiry? A ukrywanie połowy świata przez Ukrytych to nie kradzież? Ciągle ktoś coś komuś zabiera, zresztą, to nie był mój pomysł, żeby nas wszystkich ukrywać.
- A dlaczego ta kobieta mówiła do ciebie po walijsku?
- Powiedziałem jej, że stamtąd pochodzę.
Rozległo się pikanie ze strony mikrofalówki. Dylan zabrał się za wyjmowanie pizzy.
- A skąd pochodzisz? - spytałam, chwytając kawałek pizzy przeznaczony dla mnie.
- Nie wiem - mruknął, wgryzając się w jedzenie. - Po prostu nie było mnie i nagle byłem. Według legend miałem coś wspólnego z morzem i falami, ale jak zaobserwowałaś w pobliżu Loch Ness, nie specjalnie lubię wodę.
Parsknęłam śmiechem.
- Z drugiej strony to ciekawe. Ludzie wymyślili wam zupełnie inne historie niż naprawdę miały miejsce.
- Oni to mają wyobraźnię.
Gdy już zjedliśmy, Dylan oprowadził mnie po swoim mieszkaniu i pokazał pokój gościnny. Sam zaszył się u siebie. Uznałam, że po tych wszystkich dniach w trasie powinnam się umyć. W drodze do łazienki policzyłam, że nasza wyprawa zajęła około trzech dni. Krótko jak na wyprawę odmieniającą życie.Z ręcznikiem, oraz koszulką, której przeznaczeniem było zostać piżamą ruszyłam do łazienki. Ciepła woda rozluźniła i przyniosła myśli, że jutro będzie lepiej. Wszystkie problemy wydały się jakieś takie mniejsze. Wtem mój wzrok spoczął na nogach. Na lewej łydce widniała ogromna czarna jak noc plama. Z coraz większym przerażeniem przesunęłam po niej dłonią. Błysnęły dwie czerwone plamy.
Gwałtownie zaczerpnęłam powietrza i przytrzymałam się ścian prysznica.
- Ona wcale nie zniknęła - wydusiłam z siebie.
___________________________________________
Witam Cię bardzo serdecznie! W końcu dodałam ten pierwszy rozdział Teraźniejszości. Mam nadzieję, że Ci się tu spodoba i zostaniesz na dłużej.
Do zobaczenia
Tori
Fajne, fajne. Już nie mogę się doczekać dalszego ciągu.
OdpowiedzUsuńMasz ode mnie g+1 :) spodobała mi się fabuła. Będę tu od czasu do czasu zaglądać. Ja też prowadzę bloga (teraz przeniosłam na inny adres), ale fotograficznego. Jak chcesz, zajrzyj www.cuane.blogspot.com miłego dnia ;)
OdpowiedzUsuńFabuła Twojego opowiadania nie od razu mnie wciągnęła, przyznam. Jednak później wciągnęło mnie. Jak Ty to robisz, że tak dobrze piszesz?! Mam nadzieję, że niedługo pojawi się dalszy ciąg, pozdrawiam c:.
OdpowiedzUsuń