Nie mogę przyzwyczaić się do tempa ludzkiego chodu. Niegdyś byłam szybka jak wiatr i nieuchwytna, niczym cień. Teraz pozostała mi marna, ludzka egzystencja. Ale niedługo.
W końcu dotarłam na cmentarz. Czułam na sobie puste spojrzenie mnóstwa nieumarłych. Ta głupia Mortis rozpuściła ich strasznie. Mają czelność na mnie patrzeć, jakbym była im równa! Nieważne. I tak są potrzebni tylko do pierwszej części mego wielkiego planu. Wielkiego powrotu. Już więcej żadni Graystone'owie mnie nie powstrzymają.
- Ty - wskazałam palcem na nieboszczyka z nadgniłym policzkiem.
Nieumarły zbliżył się, człapiąc. Jego widok nie wywołał u mnie obrzydzenia, a jedynie znudzenie. Gdy znalazł się już w zasięgu ręki, dotknęłam całego policzka.
Jego puste oczy zalały się czarną krwią, a we mnie wlały się resztki jego życiowej energii. Odsunęłam dłoń, a puste ciało padło na ziemię.
Rozejrzałam się. Błyszczące pary oczu wpatrywały się we mnie z niemałym uwielbieniem. W końcu ktoś nimi pokieruje. W końcu rozpętają piekło na ziemi.
- Jeśli jest tu jakiś upiór, niech wystąpi - zarządziłam.
Z tłumu wystąpiła dziewczyna blada jak kostucha. Gdyby nie czarne włosy i oczy, wzięłabym ją za ducha.
- A niech mnie... - mruknęła, lustrując moją Vidy twarz.
Zmrużyłam gniewnie oczy.
- Zwołaj wszystkich nieumarłych - poleciłam jej, ignorując to, co mruknęła.
Odeszła bez słowa z irytującym uśmieszkiem.
***
Obudziłam się i czułam, jak całe ciało mnie boli. Jakbym biegała albo wręcz wspinała się po górach. Skrzywiłam się na samą myśl o tym, że mogłam coś robić nie będąc tego świadoma. Ale zaraz... Morgana już raz mną zawładnęła. Kto wie, ile to już razy?
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam sprawdzić czy z moich przyjaciół nie została mokra plama. Odetchnęłam z ulgą widząc, że Dylan jak zwykle siedzi na kanapie i się leni.
On natomiast zmierzył mnie wzrokiem.
- Co ty tu robisz?
- A ty? - odparłam, równie zaskoczona. Choć z drugiej strony był ucieleśnieniem nocy, po co mu sen?
Dylan zaśmiał się.
- Nic nie robię jak widać. Chcesz nic nie robić ze mną?
Spojrzałam na niego zaskoczona, ale po chwili usiadłam obok.
- Wiesz... Czasem wydaje mi się, że zaczynam wariować - odezwałam się.
- Dlaczego tak sądzisz? - spytał cicho.
Wzruszyłam ramionami i oparłam głowę o zagłówek kanapy.
- Wydaje mi się, że coś się ze mną dzieje, gdy śpię. Pomyśl. Znikąd pojawiam się w pokoju Fabiana i sprawiam, że mnie atakuje... To bez sensu - oznajmiłam i ziewnęłam. Naprawdę niepokoi mnie ta sytuacja.
Dylan pokiwał głową.
- Myślisz, że to ona?
Skinęłam swoją i przetarłam oczy.
- Myślę, że mnie kontroluje. Boję się tego. Muszę się jej jakoś pozbyć... Tylko jak?
- Pomyślę - obiecał i była to ostatnia rzecz jaką pamiętam. Zaraz potem odpłynęłam.
- A ty? - odparłam, równie zaskoczona. Choć z drugiej strony był ucieleśnieniem nocy, po co mu sen?
Dylan zaśmiał się.
- Nic nie robię jak widać. Chcesz nic nie robić ze mną?
Spojrzałam na niego zaskoczona, ale po chwili usiadłam obok.
- Wiesz... Czasem wydaje mi się, że zaczynam wariować - odezwałam się.
- Dlaczego tak sądzisz? - spytał cicho.
Wzruszyłam ramionami i oparłam głowę o zagłówek kanapy.
- Wydaje mi się, że coś się ze mną dzieje, gdy śpię. Pomyśl. Znikąd pojawiam się w pokoju Fabiana i sprawiam, że mnie atakuje... To bez sensu - oznajmiłam i ziewnęłam. Naprawdę niepokoi mnie ta sytuacja.
Dylan pokiwał głową.
- Myślisz, że to ona?
Skinęłam swoją i przetarłam oczy.
- Myślę, że mnie kontroluje. Boję się tego. Muszę się jej jakoś pozbyć... Tylko jak?
- Pomyślę - obiecał i była to ostatnia rzecz jaką pamiętam. Zaraz potem odpłynęłam.
***
Następny dzień był jedną wielką parodią. Zaspałam, ledwo skubnęłam kanapkę, spóźniłam się na autobus, w efekcie na wykłady również, potem wpadłam na Harry'ego, który usiłował nie pokazać mi, że jest wampirem, choć wiem o tym od dawna, i w tamtym momencie miałam ochotę wbić mu osinowy kołek gdzie tylko się da, a jeszcze później dostałam wykład na temat jaka to nie jestem nieodpowiedzialna, bo zapomniałam o referacie. No, przepraszam, że ratowanie waszego świata od dziwnych Ukrytych zajmuje tyle mojego czasu.
Chyba rzucę studia. Nie ma sensu tu siedzieć. Powinnam uwolnić się od Morrigan i poszukać czegoś u Ukrytych. Chyba pierwszy raz w życiu myślę o tym, by dołączyć do tamtego świata. Zawsze uważałam się za człowieka, a teraz widzę jak mało mam z nimi wspólnego. Zwłaszcza teraz, gdy ta wiedźma może mną władać...
Zmęczona i wkurzona na cały świat ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego. Gdy poprawiałam torbę ktoś szarpnął mnie za ramię. Poczułam coś kującego i zamroczyło mnie. Ostatnie, co pamiętam to rude włosy w odległości kilkudziesięciu metrów i szum lasu.
***
- Może powinniśmy z nim pogadać czy coś? - odezwała się Alice, patrząc na drzwi, za którymi przebywał Fabian Graystone. Dylan pokręcił głową z bliżej nieokreślonym grymasem na twarzy.
- Nie sądzę by był to dobry pomysł. On się nas boi jak diabeł ognia, czy jakoś tak. Rzuci się na ciebie, jak tylko wejdziesz - skwitował, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa.
Alice westchnęła.
- To go zamrożę. Chcę żeby się do czegoś przydał, a nie tylko tam gnije. Coś musimy z nim zrobić.
- Po co? - Dylan wzruszył ramionami.
- Ma tam siedzieć do śmierci? - spytała z sarkazmem. - Wypuśćmy go. Nie zabije nas. Przynajmniej nie ciebie.
- Rób co chcesz - mruknął Dylan. Alice załamała ręce i ruszyła w kierunku drzwi, za którymi ostatni pomieszkiwał łowca.
Niemal dotykała już klamki, gdy rozległo się pukanie. Bardzo natarczywe pukanie. Alice jęknęła i podeszła otworzyć.
- Porwali ją! - wrzasnął, gdy tylko uchyliła drzwi.
Alice cofnęła się i otworzyła drzwi na szeroko. Za nimi stał wysoki chłopak o rudych lokach i ogromnych okularach przeciwsłonecznych na nosie. Wampir.
- Kogo? - warknął Dylan, który pojawił się za Alice.
- Vidę - odparł tamten. - Kilka elfów porwało ją sprzed szkoły. Chwycili, uśpili i zniknęli tymi swoimi elfimi ścieżkami międzywymiarowymi.
Dylan zbladł. O ile tylko może zrobić to demon ciemności, który już wygląda jakby upuszczono z niego krew. Alice również pobladła. Ale ona naturalnie jest niemal biała, więc tego praktycznie nie widać. Spojrzała na przyjaciela błękitnymi oczami.
- Nasz łowca musi poczekać - skwitowała, po czym oboje wybiegli z mieszkania.
***
Brązowowłosa dziewczynka z szerokim uśmiechem wyszła ze szkoły. Czuła się wolna pierwszy raz w życiu. Wolna jak ptak. W plecaku niosła dwie duże prace domowe, co jedynie zwiększało jej radość. Inne dwunastolatki myślą już o tym, że zaraz będą nastolatkami i będą się malować, myśleć o chłopakach, ale nie Muffin. Muffin wystarczyło, że pomieszkiwała u Alice i jej koleżanek ze studiów. Uważają, że jest urocza i kochana, a sama Alice uczy ją naginania błony wymiarowej.
Zacisnęła dłoń mocniej na ramieniu plecaka, gdy coś mignęło jej w kącie oka. Zaintrygowana ruszyła za owym czymś. Jedynymi istotami jakich się bała były nagi, a one nie wychodzą na ląd.
Wyściubiła nos zza ściany i ujrzała zieleń trawy błyszczącą wesoło za bramą z czarnej kraty. Patrzyła na cmentarz. Złote promienie słońca padały na białe nagrobki, szare płyty i nazwiska. Niby nic takiego, ale wśród nagrobków przechadzała się biała postać.
Muffin przeszedł dreszcz, bo nawet z takiej odległości rozpoznała Spectrę. Zajrzała raz do Alice i przestraszyła dziewczynkę na śmierć. W końcu sama była śmiercią.
Upiorzyca stała chwilę nad grobem, uniosła obie ręce i zaczęła zawodzić. Ale zawodziła jedynie w wymiarze Ukrytych, nie słychać jej było w ludzkim. Po chwili ziemia na grobie zaczęła się ruszać.
Muffin z przerażeniem obserwowała jak nadgniła ręka wykopuje resztę ciała ku uciesze Spectry. Odwróciła się i pobiegła. Rozwinęła skrzydła i poleciała. Musi ostrzec Alice. Musi.
______________________________________________
W końcu skończyłam ten rozdział. Przepraszam za zwłokę, po prostu ostatnio bardziej skupiłam się na moim ff Teen Wolf Unusual & Invisible.
Mam nadzieję, że uda mi się znów pisać w miarę regularnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz! Każda Twoja uwaga pomaga mi być lepszą pisarką.