środa, 30 lipca 2014

Przeszłość:Część III

      Mortis podniosła się ze swego tronu a jej twarz wyrażała już jakieś uczucia. Oczy miała szeroko otwarte, a wąskie usta lekko rozchylone. Czułam jak wwierca we mnie spojrzenie.
      -Uwięziona Między Światami... - wyszeptała, bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego.
      Nie przychodziła mi do głowy żadna sensowna odpowiedź, toteż siedziałam cicho. Mortis, po krótkiej chwili wróciła na swoje miejsce i splotła dłonie na podołku. Przez jakiś czas wpatrywała się w nie, potem zwróciła ciemne oczy na nas. Nie, na mnie.
      - Czego Uwięziona Między Światami może szukać u władającej nieumarłymi? - spytała spokojnie Mortis. - Jaki jest cel waszego przybycia?
      Alice otworzyła usta by się odezwać, gdy Mortis uniosła dłoń nakazując jej milczeć. Wciąż wpatrywała się we mnie.
      Przełknęłam ślinę, niewiedząc co powiedzieć.
      - No, dalej, odpowiadaj jak pani pyta – popędził mnie jakiś warczący głos.
      - Wąpierzu, daj jej pomyśleć – odparła władczyni, wzdychając. Skąd wiedziała, że mam kompletną pustkę w głowie? Może każdy tak na nią reagował.
      - Otóż – odezwałam się. - Zamiast mojego domu zastałam dziś nadpalone zgliszcza... - zaczęłam, ale bulgot gdzieś z prawej mi przerwał. Walczyłam sama ze sobą by nie odwrócić się i nie zobaczyć nadawcy tego dźwięku.
      - Suggggerrrrujjjeszzzz, żeee tooo naaaszaaaa ppppaaaaniii tooo zrooobiłaaa? - spytał bulgot.
      - Nie, ja... - urwałam. Sama nie wiedziałam co chcę powiedzieć. Właściwie to myślałam, że to sprawka Mortis, ale przecież tego nie powiem.
      - Masz tupet! - wrzasnęła władczyni, znów unosząc się z tronu.
      - Spojrzałam na Alice. Niemo powiedziała:”Znów myślałaś na głos”. Świetnie, Vido, znowu wszystko zepsułaś...
      Mortis wciąż wydawała z siebie dziwny, nieco charczący dźwięk, który z początku wzięłam za fuknięcie z oburzeniem. Teraz zorientowałam się, że był to śmiech. Władczyni nieumarłych śmiała się ze mnie. Tego już za wiele. Awanturnicza natura doszła do głosu.
      Zacisnęłam dłonie w pięści i wysyczałam, marszcząc czoło.
      - A co jest takiego śmiesznego w tym, że mój dom doszczętnie spłonął, a winowajca zostawia mi wiadomość, że ma ochotę na zabawę w kotka i myszkę?!
Mortis machnęła ręką, chichocząc.
      - Wszystko, moja droga. Wszystko. Bo widzisz, ten który zostawił ci wiadomość jest niezwykle sprytny i złośliwy – uniosła wzrok i uśmiechnęła się drwiąco. - Przy czym również niebezpieczny. Nie znajdziesz go, a nawet jeśli to nie złapiesz. Jesteś z góry skazana na porażkę.
     - Vida, myślę, że powinnyśmy już iść – Alice chwyciła mnie za łokieć.
      - Nie, zostańcie! - Mortis machnęła ręką z szaleńczym śmiechem, który wwiercał się w czaszkę. Na jej skinienie stworzenia dotychczas grzecznie stojące w kątach zaczęły się zbliżać.
      Przysunęłam się do Alice.
      - Co teraz? - szepnęłam i zadrżałam widząc wyszczerzone w upiornym uśmiechu kły jednej ze strzyg.
      - Nie wiem – odparła patrząc przerażonym wzrokiem na tłum, który wypełzł z ciemności i zmierzał ku nam.
      - Ale – odezwała się Mortis. - By ten, kogo poszukujesz, miał jakąś zabawę, puszczę was. Ba, nawet podam wskazówkę – zasiadła na tronie, z jedną nogą na drugiej i spojrzała na nas z krzywym uśmiechem.
      Wciąż drwiła i świetnie się bawiła.
      Stworzenia powróciły w mrok.
      - Odpowiedź znają istoty, które nie mogą kłamać choć na takie nie wyglądają, w efekcie nikt im nie wierzy – powiedziała wolno i dokładnie, skanując nas wzrokiem. - A teraz wynocha! - nagle wrzasnęła, aż podskoczyłam. - Nadużyłyście mej gościnności. Zmoro, wampirze, wyprowadźcie je – poleciła i rozbawiona obserwowała jak się oddalamy.
***
      Ledwo słudzy Mortis wyprowadzili nas na zewnątrz, już zniknęli w środku i zatrzasnęli za sobą wrota krypty. Popatrzyłyśmy po sobie i z uczuciem ulgi ruszyłyśmy ku wyjściu.
      - Oni mogli nas zabić prawda? - spytałam, omijając omszały nagrobek, który tylko czekał bym się o niego potknęła.
      - Tak – odparła Alice, przeskakując kamień leżący na środku ścieżki.
      - Miałaś tego świadomość w chwili gdy wchodziłyśmy do krypty, prawda? - dociekałam dalej.
      - Mhm – mruknęła, za co otrzymała kuksańca w ramię.
      - Prawie nas zabiłaś! - wrzasnęłam.
      - Prawie robi dużą różnicę – zauważyła, a na jej ustach zatańczył uśmiech.
      Popatrzyłam na nią starając się przybrać groźny wyraz twarzy, by zademonstrować jej wyrzuty w całej ich okazałości, jednak jedyne co udało mi się stworzyć przy pomocy mimiki to krzywy grymas. A następnie parsknięcie śmiechem.
      - Oh, Vida, Vida – zaśmiała się.
      - Vida! Alice!
      Odwróciłam się. Ku nam zmierzała znajoma chmura czarnego dymu z iskrzącymi się na czerwono oczami.
      - Hej, Dylan – przywitałam się. Alice uśmiechnęła się do niego, gdy już się zmaterializował.
      - Co tu robicie? - spytał zaciekawiony, unosząc mimowolnie kąciki ust.
      - Odwiedzamy wielką, mroczną, złą Mortis – odparłam z westchnięciem.
      - Nie jęcz – skarciła mnie blondynka. - Dała nam wskazówkę a'propos tego, kto spalił dom Vidy.
      - Tego,  kto co? - Dylan uniósł brwi i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
      Pokiwałam smutno głową.
      - Tak, ktoś spalił mi dom. I zostawił wiadomość, żebym znalazła go, jeśli potrafię – na ostatnie słowo prychnęłam z pogardą.
      - Jaki Ukryty nie umie kłamać, a nikt mu nie wierzy? - spytała Alice, patrząc na Dylana wyczekująco.
      Skrzywił się z pomrukiem:”Co?”. Przeniosła wzrok na mnie.
      - Umm... Nie wiem, najczęściej widywałam się z zombie i wampirami.
      - Nagi – odpowiedziała.
      - Nie, jestem ubrany przecież – wtrącił Dylan natychmiast, jednak przyjrzał się swemu ubraniu, tak dla pewności. Alice przewróciła oczami.
      - Nagi – powtórzyła. - Bogowie z mitologii hinduskiej. Pół węże, pół ludzie albo w innych proporcjach, ale nie to jest teraz ważne. Węże nie są kojarzone zbyt dobrze, a nagi nie kłamią. Nie potrafią. To one nam pomogą! - wykrzyknęła, patrząc na nas oczami pełnymi iskierek.
      - Czyli lecimy do Indii, tak? - upewniłam się.
      - Gdyby nie ogromne szczęście to byśmy leciały – odpowiedziała. - Ale kilka z nich żyje na dnie jeziora Loch Ness.
      - Hinduskie bóstwa w szkockim jeziorze? - spytał z niedowierzaniem Dylan.
      Alice spojrzała na niego jak na idiotę.
      - Tak. Poza tym, co cię to dziwi. Wyrocznia delficka w brytyjskim muzeum, wampiry w stacji metra, syreny w Tamizie. Teraz Ukryci są wszędzie, bo nikt już nie sądzi, że są prawdziwi – posmutniała.
      - Wszystko ładnie, pięknie, tylko jak my się dostaniemy nad Loch Ness? - dopytywał.
      - Idziesz z nami? - spytałam.
      - Oczywiście, Vida, nie bądź głupia. Więc jak?
      Alice uśmiechnęła się przekornie.
      - Zobaczysz.
***
      Wiedziałam, że Alice ma kontakty tu i tam, ale tego, co zobaczyłam niedługo po rozmowie na cmentarzu, nigdy bym się nie spodziewała. Zaciągnęła nas w samo centrum Londynu i skierowała ku zieleni tego miasta. Hyde Park, nie dość, że ogromny, to jeszcze ukrywa mnóstwo ciekawych Ukrytych. Bynajmniej nie zawsze ślicznych. Satyry należały do tej drugiej kategorii. Brzydkie i włochate szczerzyły krzywe zęby w uśmiechach. Właśnie dlatego unikałam tak dużych parków.
      Ostatecznie przyprowadziła nas na sporą polankę, gdzie najpierw jednej nimfie wcisnęła w dłoń gruby plik banknotów, a potem spokojnie obserwowała jak owa nimfa przyprowadza trzy białe konie. Trzy białe konie ze skrzydłami. Trzy białe konie spod których kopyt wytryskały źródła. Trzy białe konie, które po kilku krokach tworzyły tęczę. Jednym słowem trzy piękne pegazy.
      - Polecimy na nich na Loch Ness, potem wrócą same – wyjaśniła Alice z uśmiechem. - Możecie ich dotknąć – zachęciła.
      Wyciągnęłam dłoń ku najbliższemu i wtedy dostrzegłam jak drży. Koń wpatrywał się we mnie spokojnymi czarnymi oczami, co chwilę machając uchem.
      - Mam dotknąć... tego? - jęknął Dylan rozszerzając oczy.
      - Oczywiście. Przecież cię nie zje – odparła Alice, zawzięcie głaszcząc już swojego.
      Delikatnie dotknęłam nosa pegaza stojącego przede mną i od razu zabrałam dłoń. Koń parsknął i przestąpił z nogi na nogę.
      - Widzisz,Vida też się boi – mruknął Dylan, machając ręką w moja stronę.
      Przewróciłam oczami i znów spojrzałam na pegaza. Gwałtownie zaczerpnęłam powietrza, gdy zwierzę po prostu przysunęło łeb do mojej dłoni i samo się pogłaskało.
      - Lubi cię – roześmiała się Alice, na co Dylan coś burknął i powrócił do wlepiania przerażonego wzroku w swojego wierzchowca.
      Powoli zbliżyłam się do prawego boku konia, który wciąż uważnie mnie obserwował swoimi czarnymi oczami. Z lekkim trudem dosiadłam go i znieruchomiałam przyzwyczajając się do czegoś nowego.
      - A nie można jakoś inaczej się tam dostać? - marudził chłopak.
      Alice, która również siedziała już na swoim pegazie westchnęła i przewróciła oczami.
      - Można, ale zajmie ci to dłużej niż lot. No chodź. Przecież, cię nie zje.
      Po jeszcze kilku minutach wahania, wyciągania i cofania dłoni, jednej wielkiej kłótni z Alice, Dylan w końcu wsiadł na pegaza. Tak przerażonego to ja go nigdy nie widziałam.
      Był przecież czymś na kształt demona, mrocznej duszy uwięzionej na naszym ziemskim padole, a bał się zwykłego białego konia. No, może nie takiego zwykłego, ale oprócz skrzydeł, był najzwyklejszy na świecie.
      - Już dobrze z tobą? - upewniła się Alice, a gdy Dylan pokazał jej nieco drżącą dłoń ułożoną w „ok” skierowała swego pegaza w przeciwną stronę parku. Nasze podążyły za nią.
      Z chwili na chwilę biegły coraz szybciej. Wiatr targał moimi włosami, a pęd spychał z wierzchowca. Skuliłam się na jego grzbiecie i wplotłam palce w grzywę starając się jakoś trzymać. Z każdą sekundą konie zwiększały prędkość, aż w pewnym momencie podskoczyły. Przestałam czuć podskakiwanie i wszelaką nierówność podłoża.
      Zorientowałam się, że zamknęłam oczy. Lekko je rozchyliłam i wydałam z siebie zduszony okrzyk.
Pode mną z zawrotną prędkością przesuwały się domy, ulice, auta, chmury były tak blisko, a błękit nieba mnie onieśmielał.

      Ja... leciałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz! Każda Twoja uwaga pomaga mi być lepszą pisarką.