Druidzi
przygotowali wszystko w okamgnieniu. Zanim się obejrzeliśmy już
staliśmy w środku lasu tuż obok, dawno zapomnianych przez świat,
kamiennych kręgów. Druidzi biegali wte i wewte z przeróżnymi
miskami, roślinami, korzonkami, srebrnymi nożami i innymi rzeczami
przydatnymi przy przywoływaniu. Ktoś coś wołał o popiele.
Ziewnęłam
przeciągle.
Czekaliśmy
na północ.
***
Księżyc
w towarzystwie gwiazd od dawna lśnił już na ciemnym niebie. Jego
blask rzucał upiorne cienie na kamienne kręgi, z których zdążono
nas już wygonić. Druidzi odprawiali rytuał przyzywania rzucając
różne rośliny do środka kręgu. Co jakiś czas dowalano popiół.
Nie wiem na ile to cokolwiek da. Jak na razie tylko kurzy się
wszędzie.
***
Pani
czuła, że ją wołają, zapraszają by zniszczyła ich życia, by
wyssała każdą drobinkę energii jaka w nich drzemie. I Pani
chciała to zrobić. Zatarła ręce z uśmiechem i pozwoliła się
przywołać.
***
Wtem
rozległ się donośny huk, a zaraz potem trzask. Wszyscy z
przerażeniem obserwowali jak garstka liści posypana popiołem
zaczyna się samoistnie palić. Druidzi rozpierzchli się we
wszystkich kierunkach. Płomienie robiły się coraz większe i
większe, aż wyłoniła się w nich średniego wzrostu postać z
gęstymi rudymi włosami, czarnymi oczami i... moja twarzą.
- Vida...
- odezwała się gdzieś po mojej prawej Alice.
Druga
ja wyszła z ogniska, które zdążyło już zgasnąć, uśmiechnęła
się i zaczęła powoli do nas podchodzić. Stanęłam przed Muffin.
- Nie
nazywam się Vida – odpowiedziała wolno, wciąż mając na twarzy
spokojny uśmiech. - Mówią na mnie różnie. Pani, Demonica,
Morgana, jednak zdecydowanie wolę Morrigan...- Morgana – szepnęła do siebie Alice. - Miała związek z Królem Arturem...
- A ty, głupia dziewucho, myślałaś, że przywołujecie złego Merlina – syknęła Morrigan. Krzyczała na moją przyjaciółkę moim głosem.
Zadrżałam.
- A
czy teraz możesz mi łaskawie powiedzieć, po co mnie tu
wezwaliście? - syknęła patrząc prosto na mnie.- Chcę zemsty za to, że spaliłaś mój dom – odpowiedziałam starając się nie dopuścić do drżenia głosu.
Morrigan
parsknęła śmiechem.
- A
oni to ma być twoja armia, tak? Ta mała kupka popiołu, kula
śnieżna i gołąbek?- Hę? - zdziwiłam się i spojrzałam w miejsce, gdzie, jeszcze przed chwilą stała Alice.
Teraz
leżała tam tylko śnieżna piguła. Z coraz większym przerażeniem
dostrzegłam popiół zamiast Dylana i gołębia w miejscu Muffin.
- Po
co to zrobiłaś?! - krzyknęłam w kierunku Morrigan, czując jak
wzbiera we mnie złość. - Oni nic ci nie zrobili!
Moja
rudowłosa wersja wzruszyła ramionami.
- Czym
ty jesteś? - spytałam, po chwili ciszy.
Morrigan
uśmiechnęła się.
- Twoim
sobowtórem. Nie wiesz? - dostrzegła moją minę. - Każdy ma swego
złego sobowtóra. Na twoje nieszczęście jest nim potężna
czarownica. Ach, właśnie, za unieszkodliwienie moich sług ten
mały dym powinien zniknąć z powierzchni ziemi – zmarszczyła
brwi i zerknęła na kupkę popiołu.- Twoich sług?
- Nyks i Empusy – odparła i zaczęła się przechadzać wokół kamieni.
- Dlaczego spaliłaś mój dom? - spytałam.
Morrigan
zaśmiała się.
- Naprawdę
myślisz, że na wszystko od razu ci odpowiem? - parsknęła
śmiechem. - To zabawne.
Czułam
jak policzki mi płoną ze złości.
- Odmień
ich – nakazałam.- A kim ty jesteś by mi rozkazywać? - zaśmiała się. - Jesteś moją marną dobrą kopią, ale mną nie rządzisz.
Zmrużyłam
oczy.
Zrobiła
to samo.
Zaraz
potem parsknęła śmiechem.
- Starasz
się wyglądać groźnie, a wyglądasz śmiesznie. I robisz to całe
życie, Vido. Myślisz, że Ukryci się ciebie boją, a tak naprawdę
śmieją się z ciebie. Śmieją, bo jesteś taka jaka jesteś,
Uwięziona Między Światami. Ani tu, ani tu.
Miałam
ochotę ją udusić, ale nie szło jak. Stała za daleko.
- Przywróć
im normalną postać – powtórzyłam.- Nie. I co mi zrobisz? - uniosła dłoń nad którą wił się płomyczek. - Zaatakujesz mnie? Wątpię – ogień zaczął się zwiększać. - Zranisz? Dobry żart – cisnęła jedną ognista kulą prosto we mnie.
Uskoczyłam
w prawo uderzając o twardą ziemię. Zaczęłam czołgać się po
ziemi tak, by uciec jak najdalej od niej.
- Może
zwołasz posiłki? Chciałabym to zobaczyć – cisnęła drugą
kulą ognia.
Uderzyła
tak blisko, że jej ciepło musnęło mi plecy.
Schowałam
się za duże drzewo i starałam kontrolować oddech. Niechcący
wcisnęłam dłonie w kieszenie i wtedy wyczułam coś. Kamień od
nag. Gemmę.
W
nagłym przypływie odwagi wyszłam zza drzewa i stanęłam twarzą w
twarz z Morrigan.
- I
co teraz, Vido? - odezwała się, wciąż z tym irytującym
uśmieszkiem.- Teraz? Teraz dam ci mały prezent – zamachnęłam się i trafiłam kamieniem prosto w jej klatkę piersiową.
Morrigan
wydała z siebie przeraźliwy pisk i rozległ się odgłos spalania.
Leciały z niej iskry a powietrze przeszył zapach palonej gumy.
Krzyczała i krzyczała a ja to ignorowałam. Wpatrywałam się w
gołębicę, kulę lodu i kupkę popiołu w nadziei, że staną się
znów moimi towarzyszami.
- Jeszcze
tego pożałujesz! - syczała Morrigan.- Tak, tak, jasne – odparłam, głaszcząc gołębia po główce.
Powietrze
przeszył przeraźliwy krzyk i wszystko ucichło.
Morrigan
już nie było.
- Vida!- Vida! Dylan!
- Vida! Alice!
Zewsząd
dobiegały dźwięki. Rozejrzałam się.
Moi
przyjaciele stali cali i zdrowi na nadpalonej trawie i patrzyli się
z niedowierzaniem na siebie i na mnie. Muffin podbiegła i przytuliła
się do mnie.
- Ja
naprawdę byłem kupka popiołu? - spytał Dylan sprawdzając swoją
cielesność.- Jak ty ją pokonałaś? - pisnęła Alice.
- Rzuciłam tym kamieniem od nag – wzruszyłam ramionami.
- I ona tak po prostu zniknęła?
Pokiwałam
głową.
- Będziesz
sławna – skwitował Dylan i zagwizdał, podczas gdy ja
sprawdziłam czy z Muffin wszystko w porządku.- Wracajmy do domu – zaproponowałam, puszczając mimo uszu tekst Dylana.
Wszyscy
zgodnie pokiwali głowami.
***
W
chwili, gdy Vida wyczekiwała przemiany przyjaciół Morrigan powoli
przestawała istnieć. Vida była zbyt zajęta witaniem swoich
towarzyszy znów w zwyczajnych wersjach, a w tym samym czasie dusza
Morrigan jako ta czarna chmura powoli przysuwała się do niej po
trawie.
Morrigan
była zbyt sprytna by nie przewidzieć tego, że nagi dadzą Vidzie
gemmę. Czarownica doskonale wiedziała co się dzieje i w chwili,
gdy jej lepsza wersja rzuciła w nią magicznym kamieniem.
Wszystko
było częścią planu.
Vida
tego nie poczuła, a co dopiero zauważyła, ale dusza Morrigan
podpełzła do nogi dziewczyny i wtopiła się w jej łydkę.
Przybrała kształt nieregularnej czarnej plamy z czerwonymi oczami.
- Zabawa
dopiero się zaczyna...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz! Każda Twoja uwaga pomaga mi być lepszą pisarką.