środa, 30 lipca 2014

Przeszłość:Część VI

      Druidzi przygotowali wszystko w okamgnieniu. Zanim się obejrzeliśmy już staliśmy w środku lasu tuż obok, dawno zapomnianych przez świat, kamiennych kręgów. Druidzi biegali wte i wewte z przeróżnymi miskami, roślinami, korzonkami, srebrnymi nożami i innymi rzeczami przydatnymi przy przywoływaniu. Ktoś coś wołał o popiele.
      Ziewnęłam przeciągle.
      Czekaliśmy na północ.
***
      Księżyc w towarzystwie gwiazd od dawna lśnił już na ciemnym niebie. Jego blask rzucał upiorne cienie na kamienne kręgi, z których zdążono nas już wygonić. Druidzi odprawiali rytuał przyzywania rzucając różne rośliny do środka kręgu. Co jakiś czas dowalano popiół. Nie wiem na ile to cokolwiek da. Jak na razie tylko kurzy się wszędzie.
***
      Pani czuła, że ją wołają, zapraszają by zniszczyła ich życia, by wyssała każdą drobinkę energii jaka w nich drzemie. I Pani chciała to zrobić. Zatarła ręce z uśmiechem i pozwoliła się przywołać.
***
      Wtem rozległ się donośny huk, a zaraz potem trzask. Wszyscy z przerażeniem obserwowali jak garstka liści posypana popiołem zaczyna się samoistnie palić. Druidzi rozpierzchli się we wszystkich kierunkach. Płomienie robiły się coraz większe i większe, aż wyłoniła się w nich średniego wzrostu postać z gęstymi rudymi włosami, czarnymi oczami i... moja twarzą.
      - Vida... - odezwała się gdzieś po mojej prawej Alice.
      Druga ja wyszła z ogniska, które zdążyło już zgasnąć, uśmiechnęła się i zaczęła powoli do nas podchodzić. Stanęłam przed Muffin.
      - Nie nazywam się Vida – odpowiedziała wolno, wciąż mając na twarzy spokojny uśmiech. - Mówią na mnie różnie. Pani, Demonica, Morgana, jednak zdecydowanie wolę Morrigan...
      - Morgana – szepnęła do siebie Alice. - Miała związek z Królem Arturem...
      - A ty, głupia dziewucho, myślałaś, że przywołujecie złego Merlina – syknęła Morrigan. Krzyczała na moją przyjaciółkę moim głosem.
      Zadrżałam.
      - A czy teraz możesz mi łaskawie powiedzieć, po co mnie tu wezwaliście? - syknęła patrząc prosto na mnie.
      - Chcę zemsty za to, że spaliłaś mój dom – odpowiedziałam starając się nie dopuścić do drżenia głosu.
      Morrigan parsknęła śmiechem.
      - A oni to ma być twoja armia, tak? Ta mała kupka popiołu, kula śnieżna i gołąbek?
      - Hę? - zdziwiłam się i spojrzałam w miejsce, gdzie, jeszcze przed chwilą stała Alice.
      Teraz leżała tam tylko śnieżna piguła. Z coraz większym przerażeniem dostrzegłam popiół zamiast Dylana i gołębia w miejscu Muffin.
      - Po co to zrobiłaś?! - krzyknęłam w kierunku Morrigan, czując jak wzbiera we mnie złość. - Oni nic ci nie zrobili!
      Moja rudowłosa wersja wzruszyła ramionami.
      - Czym ty jesteś? - spytałam, po chwili ciszy.
      Morrigan uśmiechnęła się.
      - Twoim sobowtórem. Nie wiesz? - dostrzegła moją minę. - Każdy ma swego złego sobowtóra. Na twoje nieszczęście jest nim potężna czarownica. Ach, właśnie, za unieszkodliwienie moich sług ten mały dym powinien zniknąć z powierzchni ziemi – zmarszczyła brwi i zerknęła na kupkę popiołu.
      - Twoich sług?
      - Nyks i Empusy – odparła i zaczęła się przechadzać wokół kamieni.
      - Dlaczego spaliłaś mój dom? - spytałam.
      Morrigan zaśmiała się.
      - Naprawdę myślisz, że na wszystko od razu ci odpowiem? - parsknęła śmiechem. - To zabawne.
      Czułam jak policzki mi płoną ze złości.
      - Odmień ich – nakazałam.
      - A kim ty jesteś by mi rozkazywać? - zaśmiała się. - Jesteś moją marną dobrą kopią, ale mną nie rządzisz.
      Zmrużyłam oczy.
      Zrobiła to samo.
      Zaraz potem parsknęła śmiechem.
      - Starasz się wyglądać groźnie, a wyglądasz śmiesznie. I robisz to całe życie, Vido. Myślisz, że Ukryci się ciebie boją, a tak naprawdę śmieją się z ciebie. Śmieją, bo jesteś taka jaka jesteś, Uwięziona Między Światami. Ani tu, ani tu.
      Miałam ochotę ją udusić, ale nie szło jak. Stała za daleko.
      - Przywróć im normalną postać – powtórzyłam.
      - Nie. I co mi zrobisz? - uniosła dłoń nad którą wił się płomyczek. - Zaatakujesz mnie? Wątpię – ogień zaczął się zwiększać. - Zranisz? Dobry żart – cisnęła jedną ognista kulą prosto we mnie.
      Uskoczyłam w prawo uderzając o twardą ziemię. Zaczęłam czołgać się po ziemi tak, by uciec jak najdalej od niej.
      - Może zwołasz posiłki? Chciałabym to zobaczyć – cisnęła drugą kulą ognia.
      Uderzyła tak blisko, że jej ciepło musnęło mi plecy.
      Schowałam się za duże drzewo i starałam kontrolować oddech. Niechcący wcisnęłam dłonie w kieszenie i wtedy wyczułam coś. Kamień od nag. Gemmę.
      W nagłym przypływie odwagi wyszłam zza drzewa i stanęłam twarzą w twarz z Morrigan.
      - I co teraz, Vido? - odezwała się, wciąż z tym irytującym uśmieszkiem.
      - Teraz? Teraz dam ci mały prezent – zamachnęłam się i trafiłam kamieniem prosto w jej klatkę piersiową.
      Morrigan wydała z siebie przeraźliwy pisk i rozległ się odgłos spalania. Leciały z niej iskry a powietrze przeszył zapach palonej gumy. Krzyczała i krzyczała a ja to ignorowałam. Wpatrywałam się w gołębicę, kulę lodu i kupkę popiołu w nadziei, że staną się znów moimi towarzyszami.
      - Jeszcze tego pożałujesz! - syczała Morrigan.
      - Tak, tak, jasne – odparłam, głaszcząc gołębia po główce.
      Powietrze przeszył przeraźliwy krzyk i wszystko ucichło.
      Morrigan już nie było.
      - Vida!
      - Vida! Dylan!
      - Vida! Alice!
      Zewsząd dobiegały dźwięki. Rozejrzałam się.
      Moi przyjaciele stali cali i zdrowi na nadpalonej trawie i patrzyli się z niedowierzaniem na siebie i na mnie. Muffin podbiegła i przytuliła się do mnie.
      - Ja naprawdę byłem kupka popiołu? - spytał Dylan sprawdzając swoją cielesność.
      - Jak ty ją pokonałaś? - pisnęła Alice.
      - Rzuciłam tym kamieniem od nag – wzruszyłam ramionami.
      - I ona tak po prostu zniknęła?
      Pokiwałam głową.
      - Będziesz sławna – skwitował Dylan i zagwizdał, podczas gdy ja sprawdziłam czy z Muffin wszystko w porządku.
      - Wracajmy do domu – zaproponowałam, puszczając mimo uszu tekst Dylana.
      Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
***
      W chwili, gdy Vida wyczekiwała przemiany przyjaciół Morrigan powoli przestawała istnieć. Vida była zbyt zajęta witaniem swoich towarzyszy znów w zwyczajnych wersjach, a w tym samym czasie dusza Morrigan jako ta czarna chmura powoli przysuwała się do niej po trawie.
      Morrigan była zbyt sprytna by nie przewidzieć tego, że nagi dadzą Vidzie gemmę. Czarownica doskonale wiedziała co się dzieje i w chwili, gdy jej lepsza wersja rzuciła w nią magicznym kamieniem.
      Wszystko było częścią planu.
      Vida tego nie poczuła, a co dopiero zauważyła, ale dusza Morrigan podpełzła do nogi dziewczyny i wtopiła się w jej łydkę. Przybrała kształt nieregularnej czarnej plamy z czerwonymi oczami.
      - Zabawa dopiero się zaczyna...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz! Każda Twoja uwaga pomaga mi być lepszą pisarką.